Guru-uzależnienie i branża oświecenia

– Chciałbym, abyś sprowadził tę plątaninę słów z przekazu guru do jednej przejrzystej idei. Podsumuj to. Okrój, aż dotrzesz do sedna. Skróć jak równanie algebraiczne. Spal to, co zbędne i zobacz, co zostało.

 – No cóż – zaczyna Martin i od razu wiem, że nie robimy postępów przez jego uporczywe poleganie na zewnętrznym autorytecie.

 – Uważam, że ma on na myśli… Przerywam.

 – Dlaczego to, co on myśli, ma jakieś znaczenie, Martinie? Gapi się na mnie z uchylonymi ustami.

 – Przypłacisz to głową, Martinie, twój czas mija. – Próbuję innego podejścia. – Jaka jest twoja misja, Martinie? Jaki jest jej sens? Co chcesz osiągnąć w swoim życiu?

 – Wolność od ograniczeń – odpowiada bez wahania. – Wyzwolenie. Jedność ze wszystkim. Świadomość jedności. Staram się nie wyskoczyć przez okno.

 – Dobra, dobra, to całkiem długa lista. A czy nie uważasz, że wszystkie te rzeczy oznaczają to samo?

 – No tak – odpowiada, wyraźnie zastanawiając się, czy go nie wkręcam. – Są to różne sposoby mówienia o oświeceniu.

 – Naprawdę? Skąd wiesz?

 – Cóż, od ponad dwudziestu pięciu lat…

 – Co, Martin? Co robisz od dwudziestu pięciu lat?

 – Wszystko. Studiuję, medytuję, oczyszczam się. Czytam, uczęszczam na wykłady, uczę się wszystkiego o rozwoju duchowym… Dotarło do mnie, że dokładnie w tym samym kierunku zmierza Sara. Dwadzieścia pięć lat niespełnionych poszukiwań. Wszystko po to, aby porozmawiać bez owijania w bawełnę.

 – Co by było, gdybyś odkrył, że to wszystko było marnotrawstwem? – pytam go. Gwałtownie się cofa i wyczuwam, że jest już bliski wstania i wyjścia.

 – Proszę cię o chwilę cierpliwości, Martinie. Po prostu rozmawiamy. Tylko hipotetycznie. Co, jeśli byś odkrył, że aby osiągnąć oświecenie, o którym mówisz, musisz odrzucić wszystkie nauki, które kiedykolwiek otrzymałeś? Czy mógłbyś porzucić całą tę wiedzę, którą zdobyłeś?

 – Cóż, nie wydaje mi się…

 – Co jest twoim priorytetem? Oświecenie czy wiedza?

 – Nie wydaje mi się…

 – Jak długo twój guru nauczał?

 – Cóż… ponad trzydzieści lat…

 – I ilu z jego uczniów osiągnęło oświecenie?

– Cóż…

 – Spośród tych, których znałeś osobiście?

 – Cóż, nigdy nie…

 – A o których słyszałeś?

 – To nie jest…

 – A o których krążyły plotki?

 – Nie sądzę…

 – Co takiego robią, Martinie? Jaki mają przepis na oświecenie, co to jest?

 – No, cóż, medytacja i wiedza, w zasadzie…

 – I przez trzydzieści lat nigdy nikogo nie przyprowadzili i nie powiedzieli: „Spójrzcie na tego gościa! Jest oświecony i jest z nami!”. Na przestrzeni trzydziestu lat nie było ani jednej takiej osoby? Czy nie sądzisz, że powinni mieć już chyba całą armię oświeconych osób, aby móc się teraz nimi pochwalić?

 – No, to nie jest…

 – Po trzydziestu latach powinni dysponować kilkunastoma pokoleniami oświeconych ludzi. Z matematycznego punktu widzenia, nawet gdyby tylko jedna czwarta z nich została nauczycielami, powinni już teraz zalać świat, nie sądzisz? Pamiętaj, że nie pytam o to wszystko jako nauczyciel. Po prostu pytam jako konsument lub rzecznik konsumenta. Czy nie uważasz, że rozsądnie byłoby zapytać o wskaźnik sukcesu nauczyciela? Można się o tym jedynie przekonać w praktyce, prawda? Czy nie zapytałeś o owoc ich nauk, kiedy zaczynałeś?

 – Cóż, to nie jest…

 – Nie sądzisz, że rozsądnie jest zapytać? Działają w branży oświecenia, prawda? A może źle cię zrozumiałem? Czy może robią coś innego?

 – Nieee, ale oni…

 – Gdyby jakiś magazyn konsumenta sporządził raport na temat tego, które organizacje zajmujące się duchowością działają zgodnie z obietnicą, nie uważasz, że pierwsze dane statystyczne wymienione pod nazwą każdej z nich można by potraktować jako wskaźnik skuteczności? Mamy tu setkę losowo wybranych osób, które przystąpiły do tej organizacji pięć lat temu i oto, gdzie są dzisiaj. Na przykład trzydzieści jeden osób awansowało w ramach struktury organizacji, dwadzieścia siedem poszło inną drogą, trzydzieści dziewięć nadal w niej działa, ale nie jest głęboko zaangażowanych, a trzy osiągnęły stan niedualnej świadomości. OK, trzy procent to liczba, której możesz użyć w tych statystykach. Ale w przypadku twojej organizacji to byłaby kompletna porażka, nieprawdaż? I to nie tylko, gdyby brać pod uwagę sto osób, ale setki tysięcy… A prawdopodobnie nawet miliony. Czy jestem w błędzie?

 – Sprawiasz, że to brzmi…

 – Wiem, że tak robię, Martinie, wiem też, jak reagują na tę kwestię. Mówią, że wszyscy wzrastają razem, czyż nie? Mówią, że wszyscy dokonują przełomu w tym samym czasie, kiedy zostanie osiągnięta pewna masa krytyczna, nieprawdaż?

 – Cóż, tak jakby, ale sprawiasz, że brzmi to…

 – Jak myślisz, dlaczego ta organizacja po trzydziestu latach nie jest przepełniona oświeconymi ludźmi? Myślę, że do tej pory mieliby problemy z zakwaterowaniem. Sądzę, że świat wydeptywałby ścieżki do ich drzwi. Ile czasu potrzebują?

 – To nie jest dokładnie…

– Jest, Martinie, tak dokładnie jest. Właśnie o to chodzi. Nie mogłoby być dokładniej. Jak to możliwe, że po trzydziestu latach jedyny przypadek oświecenia dotyczy tego, który to wszystko rozpoczął? Wiem, że to nie byle kto, Martinie. Znam jego nauki. Znam zasięg i rozmach tego faceta. Zgadzam się, że jest istotą wyniesioną ponad inne, cokolwiek to znaczy. Gdybym znalazł się przed jego obliczem, padłbym na kolana i dotknął jego pokrytych kwiatami lotosu stóp. Jest wielki, wiem o tym, ale nie mówimy o kimś innym, tylko o tobie. Mówimy o tobie robiącym co? Jak to nazwałeś? Uwalnianiem od ograniczeń? Nie widzę nikogo w organizacji prowadzonej przez tego gościa, kto uwolniłby się od ograniczeń, Martinie. Tobie się udało?

Czekam. Nic.

 – Czy możesz wyrazić swoją opinię na temat powodu takiego stanu rzeczy?

Martin milczy. Ewidentnie toczy jakąś wewnętrzną walkę. Spogląda na mnie, aby zobaczyć, co będzie dalej.

 – Martinie, myślę, że mógłbyś rozważyć ewentualność, że w tej organizacji mamy do czynienia z jakimś poważnym uchybieniem. Czymś, co dotyczy jej sedna. Czy uważasz, że to nierozsądne, co mówię?

Żadnej reakcji.

 – Czy nie uważasz, że przynajmniej zasadne jest zadanie takiego pytania? Choćby rozważenie takiej możliwości?

Niemal niezauważalnie kiwa głową.

 – Moje własne przebudzenie trwało niecałe dwa lata, Martinie. W dodatku bez wsparcia jakiegokolwiek żyjącego nauczyciela. Nigdy nie słyszałem, żeby ten proces trwał dłużej. Naprawdę nie rozumiem, w jaki sposób miałby trwać dłużej.

Kiedy to mówię, nie chodzi mi o to, że zajmuje to tylko dwa lata od chwili, w której pojawia się pragnienie kontaktu z duchowością. Mam na myśli dwa lata od momentu, kiedy zaczyna się proces przebudzenia, początkowe objawienie, pierwszy krok. Napiszmy to wielką literą: Pierwszy Krok. Wiem, że wielu ludzi spędza wiele lat na medytacji i praktyce duchowej bez osiągnięcia pełnego przebudzenia. Wiem też, że uważają, iż to dlatego, że nie przekroczyli jeszcze linii mety, ale prawdziwym powodem jest to, że nie przekroczyli wciąż linii startu: Pierwszy Krok.

Fragment książki Jeda McKenny „DUCHOWE OŚWIECENIE. Cholernie osobliwe”.





DUCHOWE OŚWIECENIE
Cholernie osobliwe

Jed Mc Kenna

Pierwsza część trylogii Jeda McKenny to lektura obowiązkowa dla każdego, kto podąża duchową ścieżką. Jest trochę jak manifest, trochę, jak instrukcja. Wyjaśnia, dlaczego porażka wydaje się być regułą w poszukiwaniu oświecenia i jak można tę regułę złamać. Autor mówi o oświeceniu czasem w humorystyczny, a niekiedy szokujący sposób i bezkompromisowo rozwiewa najczęstsze iluzje zaawansowanych adeptów rozwoju osobistego. 

Udostępnij tę treść