Iluzje na drodze do duchowej dojrzałości

Domyślam się, że większość osób, które czytają ten tekst, czuje się w jakimś stopniu dorosła. Metrykalnie, ale być może również mentalnie. Z drugiej strony, jeśli czytelnik zainteresowany jest książkami wydawanymi przez Wydawnictwo Virgo – to najprawdopodobniej jest, albo właśnie wchodzi na drogę swojego duchowego lub psychologicznego dojrzewania.

To dobra informacja, bo pojawiła się książka, (a w zasadzie trzy książki), która może znacząco na te poszukiwania wpłynąć. Mowa o ostatniej pozycji z trylogii Jeda McKenny pt. „Wojna duchowa”.

Książka dosyć trudna, bo bezwzględnie rozprawiająca się z większością mitów dotyczących dojrzałej duchowości. Jeśli ktoś dużo zainwestował w obraz siebie jako mistrza duchowej harmonii – treść ta może zaboleć. McKenna w typowy dla siebie sposób – lekko, ale w punkt – wytyka ludziom zajmującym się duchowością niedojrzałość i „iluzjotwórczość”.

Zestawia to, co nazywa duchowym przebudzeniem z duchowym zasypianiem serwowanym przez zdecydowaną większość nauczycieli i guru. Czym jest zatem ten proces i dlaczego musi być trudny?

Różne płaszczyzny dojrzewania

W psychoterapii dojrzewanie to mierzenie się ze swoimi ograniczeniami, bolesnymi wspomnieniami, uwikłaniami rodzinnymi. Już na tym poziomie nasze mechanizmy obronne potrafią pokrzyżować plany. Chcielibyśmy czuć się w świecie dobrze, ale droga konfrontacji ze swoimi demonami wymaga potężnego zaangażowania we własny proces i determinacji. Często motywacja do wewnętrznej zmiany jest pozorna i krótkotrwała. Bywa również tak, że motywacja jest silna, ale znalezienie odpowiedniej dla siebie drogi rozwoju trudne.

Potrzeba przebudzenia się na poziomie duchowym jest zupełnie innym kalibrem pracy i paradygmatem. I tak jak w świecie psychologii istnieje wiele dróg bardziej lub mniej odpowiednich dla danej osoby, tak w świecie duchowości istnieje, mam wrażenie, tych pułapek znacznie więcej.

Kim jest osoba przebudzona...

Przede wszystkim – kto ma nas do tego przebudzenia zaprowadzić? Wszystko brzmi tak magicznie – rozpuszczenie ego, doświadczenie Absolutu, Oświecenie... po pierwsze to zapowiedź raju, po drugie trzeba znaleźć kogoś, kto już w tym raju przynajmniej bywał i nas do niego zaprowadzi. I to pierwsza pułapka, bo jak sprawdzić, czy duchowy nauczyciel wie, o czym mówi?

McKenna zauważa, że tacy duchowi przewodnicy praktycznie nie istnieją. Bo nikt, kto doświadczył prawdziwego przebudzenia, nie będzie się tym specjalnie szczycił ani brał za swoją wiedzę pieniędzy. Nie będzie nawoływał do zmiany ani niczego obiecywał z tego prostego powodu, że jest to droga samotna, trudna i mało atrakcyjna. Nie buduje, a niszczy stare, nie powoduje ekstazy a „jedynie” otwarcie oczu na rzeczywistość taką, jaka jest. Nie sprawia, że człowiek poczuje się lepszy, niż dotychczas był, tylko dowie się, że nigdy wcześniej tak naprawdę nie był, a jedynie wierzył w iluzje na swój temat.

Autor opisuje to doświadczenie jako kompletne odwrócenie postrzegania rzeczywistości. Przeniesienie akcentu z utożsamienia z ego na doświadczenie pełni. Jednak nie pełni siebie – bo żadnego „siebie” już nie ma. Raczej doświadczenie pełni życia - utożsamiając się z życiem a nie własnym ja. Nie ma za co dostawać oklasków, budzić podziwu. W zasadzie później nie pozostaje nic innego tylko... żyć.

Czym nie jest duchowe przebudzenie...

Istnieje wiele przekazów, nie tylko New Age, przekonujących, że osoba duchowo dorosła jest spokojna, dobra, kochająca i osadzona w wiecznej harmonii. To jest przyjemne. I miło jest w to wierzyć. Można zanurzyć się w kręgach kobiecych, uczestniczyć w koncertach gongów, oczyszczać czakry i nigdy nie doświadczyć duchowej dorosłości. McKenna widzi te wszystkie doświadczenia jako zagrożenie. Bo wierząc, że to te stany są duchowym przebudzeniem... zasypiamy jeszcze bardziej.

Osobiście nie uważam, że jest czymkolwiek złym uczestniczenie w takich sesjach. Istnieją dowody naukowe na to, że medytacja ma działanie uzdrawiające, kamertony dostrajają ciało do leczących wibracji, a grupy mają działanie głęboko wspierające. Wszystko to może sprawiać, że człowiek poczuje się lepiej. Nawiąże nowe relacje, pogłębi kontakt z ciałem, doświadczy głębokiego relaksu, a nawet wglądów na różne duchowe tematy. Tylko to nie jest duchowe przebudzenie. Nie takie, jak opisuje McKenna. Nie jest to też terapia. Choć jedno z drugim ma niewiele wspólnego, to ani dojrzewanie duchowe, ani psychologiczne nie pojawi się spontanicznie podczas sesji relaksacyjnej.

Wojna o prawdę

O ile procesy te nie są nazywane drogą do oświecenia, a jego prowadzący nie przyjmują pozy duchowych przewodników, którzy przeprowadzą nas przez najgłębszą wewnętrzną transformację – wszystko jest ok. Po prostu idę doświadczyć czegoś, co sprawi, że będzie mi miło. Przebudzenie duchowe opisywane przez McKenne w ogóle nie jest miłe.

Zamiast relaksu i rozpuszczenia złych wibracji autor proponuje pójść na wojnę o prawdę. Na śmierć i życie. Bezwzględnie odcinając kolejne iluzje na temat swojego istnienia, aż dojdzie się do miejsca, gdzie nie ma już niczego do obalenia, bo zostaje jedynie prawda. Jest jednak sceptyczny wobec entuzjazmu, jaki miałaby wywołać jego książka. Może słusznie...

Bo kto ma ochotę podważyć wszystko to, z czym utożsamiał się przez większość swojego życia? Kto chce odkryć, że to, na co pracował, okaże się wielką iluzją? Kto chce popatrzeć na swoje życie i rozpoznać, że większość swoich decyzji podejmował automatycznie, w zasadzie nie wiedząc, dlaczego to robi?

„Człowiecza dorosłość” - jak opisuje ten stan autor, to zerwanie ze wszystkimi przekonaniami z duchowego dzieciństwa. Przezwyciężenie ego prowadzi do rozpoznania, że odejmując całą treść, która dawniej wydawała się prawdą, stajemy się... nikim. Nikim, a zarazem wszystkim, bo dopiero w tym stanie możemy mieć poczucie głębokiego połączenia z całym wszechświatem.

Wszyscy utykamy w iluzjach. To normalne i ludzkie. Problemem jest to, że mało kto ma ochotę tak naprawdę z tych iluzji wychodzić. Proces dojrzewania tak psychologicznego, jak duchowego jest dogłębnie niewygodny. W obu przypadkach czeka jednak nagroda — wolność płynąca z dorosłości.

Anna Szulc-Rudzińska – psycholog, psychoterapeutka




okładka WOJNA DUCHOWA
Trylogia oświecenie, część 3

Przebudzenie, stawanie się bardziej świadomym  jest jak ostra grypa żołądkowa. Główną cechą obu tych procesów, jest gwałtowne i bezładne wyrzucenie z siebie wszystkiego, co tam zalega. Gwałtowne zmiany, wstrząsy – w górę, w dół, w każdą możliwą stronę – to oczyszczanie w trybie awaryjnym, w cyklach udręki i ukojenia. Kończysz jeden napad gwałtownego oczyszczania się i przez chwilę czujesz się dobrze, myślisz, że to już koniec, ale później znowu się zaczyna.

Powiązane posty

Udostępnij tę treść