Wychowanie do sukcesu?

dziecko z ksiazkaTrafiam na wiele tekstów o sukcesie dzieci i zwykle powtarza się w nich to samo. Że zajęcia dodatkowe, że systematyczność, wytrwałość, koniecznie pies… Bo inaczej dziecko nie będzie miało szansy na sukces. A przecież ma mieć. Powielany stereotyp ogranicza jednak dziecko i jego szanse na sukces…

Czasem nawet myślę, że nam się poplątały pojęcia. Sukces – słowo-klucz. Jeśli „coś” może zapewnić dziecku sukces, to dla mnie jedno jest jasne: raczej to „coś” odniosło sukces – ale rynkowy, finansowy, nabiło raczej komuś kabzę, niż pomogło dziecku.

Rozumiem to tak, że żyjąc w dość spokojnym świecie, na średnim poziomie, nie musząc martwić się o jedzenie, dach nad głową czy podstawowe bezpieczeństwo – zaczynamy skupiać się na tym, co (ile) możemy dać dziecku. To jest nie tylko jasne, ale też piękne. Tylko że robimy to, goniąc „sukces”.

W pogoni za sukcesem

Sukces: kariera, pieniądze, stanowisko. U kobiet dodatkowo mąż i dzieci (oczywiście ładne i mądre). Do tego uroda, możliwość „bywania”, wybielone zęby, wyprostowana zmarszczka. Nie zaszkodzi duża grupa „przyjaciół”. No i zdrowie.

No dobrze, niektórzy mówią coś o relacjach, zazwyczaj chodzi tu o relacje w pracy, z szefem, podwładnymi, ale nie o relacje z dziećmi. (Dziećmi? Dziecko ma przecież chodzić w tym białym kołnierzyku i grzecznie się bawić!) I okej! To są fajne rzeczy – dobrze jest mieć stanowisko, pieniądze i super rodzinę, ale gdzie podziała się cała reszta?

Czy znacie ludzi, którzy odnieśli wyżej zdefiniowany sukces i byli szczęśliwi, spełnieni, radośni? Bo ja nie znam. Nie mówię, że to nie jest możliwe. Na pewno jest. Tylko w moim odczuciu początek jest inny. Osiąganie zawodowych szczytów jako wyboru, a nie jedynej opcji. Potrzebne tu są relacje, wolność, równowaga.

Spełnienie, szczęście, spokój

Proponuję przedefiniować pojęcie „sukces”: to spełnienie, szczęście, spokój, radość. To harmonia w duszy i sercu. To pozytywnie rozumiana służba innemu człowiekowi, dawanie oraz przyjmowanie. To pielęgnowane uczucia, poukładane wartości, to bliskie, szczere relacje, oparte na zaufaniu i pewności, to bliskość z dziećmi, żonami i mężami, to spełnienie intelektualne, fizyczne i duchowe. To całość. Pełnia.

Przestańmy żyć tak, jak chcą inni, i sfrustrowani ganiać nasze dzieci na zajęcia jazzu i robotyki. Pozwólmy odkryć im potencjał, który mają, wolność, ich własną motywację, potrzeby i przyjrzyjmy się przy okazji sobie – czy sami jesteśmy choćby blisko szczęścia? A może wciąż gonimy nieosiągalne, jesteśmy daleko od naszych pragnień, zduszonych w zarodku, bo przecież musimy żyć tak, jak każe nam otoczenie, media, przyzwyczajenia? „Bo co ludzie…” „Bo jak to tak…” „Tak się nie da, tak nie można…”

Co dusi szczęście w zarodku?

Gdy na moich warsztatach pytam rodziców, kim w ich marzeniu ma być ich dziecko w przyszłości – bardzo często mówią, że ma być szczęśliwe. Niestety często brakuje nam konsekwencji w realizowaniu tego marzenia, bo to, co robimy dusi szczęście w zarodku. Kierujemy dziecko ku „niewoli”, posłuszeństwu, zmuszamy do „współdziałania”, do sportu, pomagania w domu, systematyczności. Pokazujemy w ten sposób, że to wszystko nie może być po prostu fajne i nie może wynikać z potrzeb dziecka.

Jednocześnie boimy się zaufać dziecku i oddać kwestie porządku w pokoju czy odrobionych zadań w jego ręce. Tworzymy istoty niezdolne do działania, podejmowania decyzji, którym na niczym nie zależy, nic im się nie podoba i nie widzą w niczym sensu. Ale za to znają sześć języków i z pewnością zdobędą wysokie stanowisko, a dzięki temu (podkreślam – dzięki temu!) także piękne żony i tak zwane wspaniałe wakacje. Do tego wszystkiego dokładamy jeszcze mnóstwo zabawek, na które dzieci już nie czekają, gier komputerowych, urządzeń elektronicznych oraz śliczne ciuszki i nienaganne maniery. Bo przecież taki jest nasz świat. A tych dzieci żal.

Bezcenne wspomnienia

Czy my sami nie chodziliśmy po drzewach, nie paliliśmy ognisk w zakazanych miejscach ani nie chodziliśmy na wagary? Już zapomnieliśmy, że wolność i samostanowienie były dla nas bezcenne? Z łezką w oku przypominamy sobie wolne dzieci lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, które obijały kolana, ale nie wyobrażamy sobie tego we własnym domu.

Być może nie wpisujesz się w ten obraz, ale i tak zachęcam, byś zastanowił/zastanowiła się nad sensem naszego postępowania i nad tym, czy naprawdę zależy ci na tym, żeby sukces twoich dzieci składał się z korporacyjnych awansów czy z wolności wyboru i satysfakcji?

Fragment z książki Emilii Kulpy-Nowak: "Jak budować relację z dzieckiem? Droga do porozumienia bez przemocy."




JAK BUDOWAĆ RELACJĘ Z DZIECKIEM?
Droga do porozumienia bez przemocy
Emilia Kulpa-Nowak

Poznaj rodzicielstwo oparte na idei Porozumienia bez przemocy, w którym rodzic jest przewodnikiem, a nie dyktatorem. Książka mówi o tym, jak tworzyć relację, w której dziecko jest ważne, ale nie najważniejsze. W której mamy równowagę. W której szukamy autentyczności i szacunku. W obie strony. W której dziecko czuje się bezpieczne i wie, że ma znaczenie.

Udostępnij tę treść