Czy ten facet może być oświecony, skoro tak się zachowuje?
Jeśli mówi w ten sposób? I wrzuca te nieco napastliwe teksty na samym początku swojej książki? Gdzie bezwarunkowa miłość? Gdzie współczujące serce? Zaraz, zaraz, a może to przyjęte przeze mnie założenia na temat duchowości i oświecenia są niedorzeczne? Może warto zrobić krok wstecz i zastanowić się, jak to naprawdę jest być oświeconą osobą w nieoświeconym świecie. Może ktoś sprzedał mi kit. Może to taka słodziutka i lekka wersja, która jest pozbawiona sensu.
A jednak w odniesieniu do drugiej książki chciałbym mieć nadzieję, że czytelnik przeczytał pierwszą i ma jakieś teoretyczne pojęcie, czym oświecenie – urzeczywistnienie prawdy, permanentna niedualna świadomość – jest.
Według mnie lektura drugiej książki przynosi większą frajdę, jeśli podchodzi się do niej z założeniem, że Jed McKenna jest istotą przebudzoną. Ustaliliśmy to już w pierwszej książce, więc powinno nam to dać swobodę eksplorowania, sprawdzania, o co w tym wszystkim chodzi, jak to jest być w tym stanie, okazję do zadawania lepszych pytań. Nie takich w rodzaju: „Czy ten facet jest oświecony?”, lecz: „Co to znaczy, że oświecona istota działa w taki sposób?”, „Czego dowiaduję się na temat stanu przebudzenia?
Zdałem sobie sprawę, że w książce zatytułowanej Oświecenie duchowo niepoprawne lekka przesada wydaje się być na miejscu. Poza tym bardziej ufam temu, co sprawiło, że pewne rzeczy się tam znalazły, niż temu we mnie, co chciałoby je zmienić. I w gruncie rzeczy, dlaczego by nie wyłożyć tego wprost? Książka nosi tytuł Oświecenie duchowo niepoprawne, ale co to oznacza? To znaczy, że dotarcie do celu i bycie tam nie jest tym, co nam powiedziano. Jeśli spojrzysz na współczesną duchowość, zobaczysz jedynie te same, bez końca powtarzane, oklepane brednie: miłość, współczucie, stan bez umysłu, wyższe „ja”, poziomy świadomości i tak dalej. To trujące paskudztwo, w którym – co potwierdzają dowody – klarowność ani postęp nie są możliwe. Nie ma większej porażki w całej historii ludzkości niż duchowe poszukiwania i dążenie do prawdy, a jednak wszyscy kroczą wciąż tą samą ścieżką, korzystając z takich samych map i wskazówek, z identycznych przewodników i tych samych szlaków. To istne szaleństwo.
Prędzej czy później trzeba dojść do punktu, w którym mówisz: „Ej, chwileczkę, to jakiś obłęd. Chcę zejść z tej karuzeli i ruszyć w drogę.Jak mogę wyrwać się z tego cyklu komunałów zaczerpniętych z naklejek na zderzaku i wziąć odpowiedzialność za swoje życie?”.
Jeśli czytasz książki Jeda McKenny, właśnie o to, balansując nad przepaścią, grasz, o samostanowienie. Nie dlatego, że to coś ważnego, nie po to, by kogokolwiek zadowolić czy zapewnić sobie wygodne życie pozagrobowe, ale po prostu dlatego, że to uczciwe. W końcu tylko o to nam chodzi – o uczciwe życie. O bycie uczciwym.
Jed McKenna