Szukanie równowagi i lekarstwo na lęk
Sytuacja wojny tuż za granicą, napawa wiele osób lękiem. Jeśli czujesz, że przytłaczają Cię emocje, zachęcamy by przyjrzeć się im bliżej. Szukanie wewnętrznej równowagi pomaga odnaleźć się w rzeczywistości, podejmować odpowiednie decyzje i działania oraz zarządzać świadomie własną energią. Jest to podstawa „osobistego BHP”.
Możesz też skorzystać ze wskazówek Marka Uglorza, zawartych w przewodniku po emocjach „Myśl, odczuwaj, działaj”, którego fragment prezentujemy poniżej:
Śnieżna kula lęku
O lęku często mówi się, że paraliżuje, to znaczy zniewala i czyni niezdolnym do samodzielnego życia. Skąd bierze się ów lękowy paraliż?
Warto pamiętać, że lęk ma naturę kuli śniegu. Dopóki trzymamy ją w dłoni, jest bezpieczna. Po wypuszczeniu z ręki zaczyna toczyć się po zboczu i szybko rośnie w siłę, na koniec zabierając ze sobą wszystko, co stanie na jej drodze. Sieje zniszczenie i śmierć. Kto wypuszcza kulę śniegu z dłoni, musi liczyć się z tym, że po czasie zginie w lawinie.
Z lękiem jest podobnie. Póki przyglądamy się lękowi, pytając, o czym nas informuje; może ostrzega, a może do czegoś zachęca, póty wszystko jest w porządku. Moment wyparcia jest wypuszczeniem lęku z ręki. Umysł, któremu przyznamy prawo do przejęcia kontroli nad życiem, nie zatrzyma się przed niczym, i na koniec sparaliżuje nas panicznym strachem.
Warto uzmysłowić sobie, że chociaż boimy się wielu szczegółowych zagrożeń, prawdopodobnie jeden lęk jest fundamentalny i pozostałe mają w nim swoje źródło. Od pierwszych do ostatnich dni życia towarzyszy nam lęk, związany z umieraniem i śmiercią.
Niektórzy wprost uważają, że być może ze wszystkich istot, zamieszkujących ziemię, będąc potencjalnie świadomymi swego życia, ludzie jako jedyni doświadczają lęku przed śmiercią. Trudno jednoznacznie ocenić, czy większość boi się tajemnicy śmierci, czy technologii umierania, w każdym razie jest bardzo prawdopodobne, że świadomie bojąc się śmierci, w istocie przeżywamy nieuświadomiony lęk przed pomyłką, niespełnieniem, zmarnowaniem życia, stratą czasu i bezsensem egzystencji.
Sugeruję, aby w pracy z lękiem szukać jego egzystencjalnych źródeł, a nie zajmować się lękami, których twórcą jest umysł. Wtedy pewniej dociera się do genezy lęku, więc też skuteczniej można sobie albo komuś pomóc.
Podejmijmy zatem próbę wyodrębnienia i nazwania lęków fundamentalnych, których źródłem jest lęk przed śmiercią.
Nazwij swój lęk
Lęk o siebie
Lęk o siebie nie pojawia się nie wiadomo skąd. Jest najbardziej pierwotną formą lęku. Skoro DNA, wypreparowane i oddzielone od dawcy, podobnie do niego reaguje na negatywne i pozytywne emocje, kurcząc się i rozluźniając, więc zapewne lęk o siebie, co prawda w różnej intensywności, przeżywany jest przez większość żywych organizmów. Lęk o siebie jednocześnie jest lękiem o przeżycie gatunku, rodziny, wspólnoty, z którą się identyfikujemy. Jest po prostu lękiem przed zniknięciem własnego materiału genetycznego. Dlatego jest związany z dwoma dolnymi centrami energetycznymi i tam też przeżywany. Jest odpowiedzialny za kompulsywne odżywianie się i gromadzenie majątku, ale też obsesyjne zachowania seksualne.
Lęk przed ciemnością, która jest w nas
Przekonani przez rodziców i wychowawców, że część naszych cech jest zła, a wiele umiejętności do niczego się nam nie przyda, a także wyuczeni sztampowych zachowań i ocen, mamy problem, żeby się akceptować i kochać. Żywimy kompleksy, podejmujemy decyzje, kierując się poczuciem winy, wreszcie wstydzimy się samych siebie, z czasem przenosząc w sferę cienia większą część swojego prawdziwego Ja. Część piękna, z którego zostaliśmy stworzeni, staramy się trzymać pod kontrolą i odczuwamy lęk przed domniemaną ciemnością. Zamiast cieszyć się lekkim życiem, ciężko pracujemy, aby sfera cienia się nie uzewnętrzniła.
Lęk przed zmianami (nowym, przyszłością)
Boimy się przyszłości. Nawet zdawkowo witając się ze znajomymi na ulicy, życzymy im oraz sobie, żeby wszystko pozostawało po staremu. Tymczasem ratunek przed nieszczęściem i śmiercią zawdzięczamy ufnemu opuszczeniu strefy bezpieczeństwa i wyjściu ku nieznanej przyszłości. Kto nie potrafi zaufać i z lęku przed nowym ogląda się za starym, staje się skamieliną samego siebie. Lęk przed przyszłością zawsze jest zachętą do większego zaufania życiu.
Lęk przed utratą kontroli
Jedną z najczęściej występujących odmian fundamentalnego lęku przed zmarnowaniem życia jest obawa przed skutkami utraty kontroli. Póki dyscyplina codziennego dnia ułatwia realizację kolejnych zadań, póty życie sensownie się rozwija. Jednak trzeba pamiętać, że dyscyplina i kontrola muszą służyć osiąganiu konkretnych celów. Gdy stają się celem samym w sobie, człowiek przestaje się rozwijać i traci radość życia. Lęk przed utratą kontroli pozbawia doświadczania rozkoszy, przyjemności, lekkości i niczym nieskrępowanej pasji życia.
Lęk przed byciem nieodpowiednim (kompromitacja)
Człowiek z kompleksem bycia małym, brzydkim i nieodpowiednim nie ma wielkiej szansy na rozwinięcie swojego potencjału, indywidualnego piękna i niepowtarzalności, decydującej o życiowej satysfakcji. Więcej czasu traci na pozycjonowanie się, czyli działanie, by stać się takim, jakim jego zdaniem chcieliby go inni widzieć i mieć, zamiast na poznawanie siebie. A to jest nieodzowny warunek, aby żyć i działać na miarę życiowego powołania. Gdy człowiek wie, kim jest i w jaki sposób powinien żyć i działać, przestaje się bać, że nie rady i skompromituje się. Zyskuje życiową radość i satysfakcję.
Lęk przed osamotnieniem (relacje)
Samotność nie jest beznadziejnym i przeklętym doświadczeniem. W samotności człowiek uczy się siebie i odkrywa niepowtarzalną indywidualność. Samotność jest kryzysem, potrzebnym do przepracowania własnych roszczeń i wartości. Jak w ciszy rodzi się słowo, tak w samotności krystalizuje się prawda, którą jest szczery i autentyczny człowiek. Lęk przed samotnością, lęk, że jest się niekochanym i porzuconym, sugeruje, że człowiek nie jest w kontakcie z własnymi uczuciami. W konsekwencji inni zaczynają go postrzegać jako obojętnego i trzymającego się na uboczu. W ten sposób koło się zamyka, lęk i frustracja rosną. Samotności nie wolno mylić z osamotnieniem, który jest społecznym skutkiem samotności. Im bardziej człowiek boi się samotności, tym pewniej wymusza obecność innych, którzy czują się manipulowani i pozbawiani wolności. Efektem lęku przed samotnością jest doświadczenie osamotnienia.
Lęk przed zranieniem
Coraz więcej ludzi boi się miłości, ponieważ boją się zawiedzenia i zranienia. Są więc zamknięci, a chroniąc się przed zranieniami, rezygnują z radości i twórczości. Ich życie jest wyschnięte, a w konsekwencji wysycha wszystko wokół nich. Nie wolno bać się zranień, których źródłem jest życie pełne pasji. Pasja jednocześnie jest miłością i umieraniem. Żeby doświadczyć miłości, trzeba zgodzić się na śmierć. Jednak tylko śmierć, będąca zgodą na miłość, życiu nadaje sens. Kto więc boi się zranień, w efekcie żyje bez sensu. Człowiek, pozwalający miłości przez siebie płynąć, potrafi przeżywać zranienia i ma kontakt z wewnętrzną siłą, dzięki której może z czułością zająć się wcześniejszymi ranami i doświadczyć uzdrowienia.
Lęk przed intymnością
Intymności nie należy mylić z seksualnym napięciem ani romantycznym spotkaniem w kręgu przyjaciół. Słowo sugeruje, że intymność jest wzajemnym przenikaniem, udostępnianiem wnętrza, zgodą na szczerość i transparentność relacji. Intymność jest uwarunkowana wzajemnym zaufaniem, dlatego doświadczany przez wielu lęk przed intymnością bezpośrednio nie wpływa na relacje seksualne, chociaż w konsekwencji również do tego może doprowadzić. Lęk przed intymnością oznacza schowanie się w sobie przed innymi. W efekcie ciało twardnieje i wokół serca tworzy silną twierdzę. Ten rodzaj lęku kończy się śmiercią, ponieważ energią, która najłatwiej i najskuteczniej rozpuszcza emocjonalne toksyny lęku, jest ufność w relacje, oparte na miłości.
Dwa bieguny lęku
Jak każda życiowa energia, którą rozpoznajemy jako emocję, również lęk jest ambiwalentny i posiada dwa bieguny. Człowiek mądry, świadomie zarządzający życiowymi zmianami, potrafi wykorzystać energię nurtu, nie obijając się o brzegi, o czym przypominam, omawiając kolejne emocje. Biegun negatywny, paraliżujący, posiada – a jakże – odpowiednik pozytywny.
Pozytywny biegun energii lęku ujawnia podobne słowo, a mianowicie lęk. Pamiętając o wokalizującej roli samogłosek, bez których nasza mowa przypominałaby pracę piły tartacznej, dostrzegamy, że lęk w istocie jest tym samym, co lek. Genetycznie to ten sam rdzeń, który różnicujemy podczas wymowy.
Lęk pełni więc rolę leku! Oczywiście jest nim do momentu, w którym wypuszczamy go z ręki. Jeśli oglądamy go i pytamy się, po co się zjawił, o czym chce nas poinformować, to jakbyśmy czytali ulotkę z informacją o działaniu leku. Wtedy lęk nam służy i leczy ze skutków złych decyzji i wyborów, uczestnictwa w złych relacjach i budowania złych więzi, a przede wszystkim ratuje z marazmu szablonowego i wyuczonego życia, które nie jest naszym życiem, czyli mówiąc wprost – wybudza nas z życia bez sensu. Dlatego ostatnim i najpiękniejszym, wręcz błogosławionym, skutkiem lęku jest życie zdrowe, szczęśliwe i autentyczne, czyli lekkie Lęk jest lekiem na chorobę bezradności, beznadziejności i bezsensu. Zażywając lękowego leku możemy spodziewać się lekkiego życia, czyli wy-leczenia.
Okazuje się, że w sferze emocji działa ta sama reguła, z pomocą której tworzymy skuteczne lekarstwa. Trucizny, stosowanej w odpowiedniej dawce i proporcji do pozostałych składników, nie musimy się obawiać. Zresztą z wykorzystaniem tego samego prawa powstają perfumy i kuchenne smaki.
Aby lęk pełnił rolę leku, musimy w odpowiednich proporcjach zestawiać go z innymi emocjami, a zwłaszcza z miłością, ufnością i nadzieją. Potrzebna jest też wiara w siebie, pogoda ducha i optymizm. Wtedy informacyjnej ulotki, z której dowiadujemy się, w jaki sposób zarządzać życiem, na pewno nie wypuścimy z ręki, a życie z dnia na dzień będzie stawało się lżejsze i bardziej duchowe.
Umysł i serce - zasada równowagi
Życie jest procesem transgranicznym, czyli pokonywaniem kolejnych barier, które jednych zamykają w starej formie życia, innym umożliwiają transformację. Różnica pomiędzy nimi tkwi w sposobie traktowania zagrożeń i reagowania na lęk. Zamknięci w starej formie, cielesnej i materialnej, wypierają lęk, a więc przyznają umysłowi prawo do rządzenia sobą i życiem. Nie chcą korzystać z lęku jako lekarstwa na ranę transformacji. Otwarci i gotowi do przemian, którym zawdzięczają duchowy rozwój, korzystają z lęku, ponieważ umysł kontrolują sercem.
W sercu dzieją się zasadnicze procesy alchemii ludzkiej duchowości. Umysł, pozostawiony sam sobie, bezwiednie służy podświadomości, niemal w całości zanurzonej w wodzie, niczym lodowa góra. Mostkiem kapitańskim świadomego człowieka jest serce. Wydaje z niego rozkazy, dzięki którym jego życie ma sens, a on spokojnie płynie do celu.
Podświadomość, zanurzona w wodzie, to olbrzymia, wprost nie do wyobrażenia liczba gigabajtów informacji o cielesnym życiu i przeszłości, do których mamy bezwiedny dostęp dzięki dziedziczeniu, pamięci komórkowej, instynktom oraz temu wszystkiemu, co bywa nazywane tradycją (pamięcią) rodową. To jest energia dolnych centrów energetycznych, która musi zostać uwolniona i przez serce przeniesiona w sferę nadświadomości, czyli tego, co od dawna zwiemy intuicją.
Dzięki niej zyskujemy dostęp do kolejnych gigabajtów informacji o życiu duchowym. Gdy serce, które jest pomostem między instynktem a intuicją, jest spacyfikowane przez intelekt, wówczas lęk, wypuszczony z ręki, paraliżuje człowieka i kieruje w stronę nieszczęścia.
Kolektywny umysł tłumu
Dolne centra energetyczne (zwane czakrami) są odpowiedzialne za przetrwanie, seksualność i siłę woli. W sferze emocji, począwszy od najniższego centrum, odpowiada im lęk, wina i wstyd, czyli zachowania typowe dla istoty zimnej, mało aktywnej, zawsze balansującej pomiędzy życiem i śmiercią, która nie liczy na nic więcej, poza przeżyciem jakoś życia.
Umysł, któremu przyznajemy prawo decydowania o życiu, służy podświadomości, czasem identyfikowanej jako podświadomość zbiorowa. Nawet jeśli nie są tożsame, umysł niepoddany sercu, zanurzony jest w umyśle tłumu, zaprogramowanym na choroby, wojny, zbrodnie, nędzę, wypadki, klęski, czyli wszystkie nieszczęścia, które do tej pory spotkały ludzkość. To z tej wiedzy czepie umysł, nieustannie straszący nas nowymi zagrożeniami. Większość ludzi przepełnia zazdrość, zawiść, nienawiść, poczucie urazy i wrogość.
Dlaczego zatem mielibyśmy się dziwić, że mając dezaktywowane serce, odczuwamy te same emocje? Prawdziwe myślenie, które nie rozprasza życiowej energii troską o przetrwanie, poczuciem winy i wstydu, jest wolne od jakiejkolwiek negatywnej aktywności. Myśli, generujące lęk, wychładzają duszę, pozbawiając ją pasji życia. Generalnie wszyscy jesteśmy zanurzeni w kolektywnym umyśle tłumu i dlatego roztropne „serwisowanie” własnej duszy polega na świadomym myśleniu, to znaczy przedstawianiu argumentów przeciwnych destrukcyjnym myślom umysłu tłumu.
Stąd religijne wezwania do czujności i trzeźwości, które tradycyjnie odnosi się do nienadużywania alkoholu bądź narkotyków, w rzeczywistości są apelem, żeby wszystkie myśli, przekonania i wyobrażenia wywodziły się z praw duchowych, zwłaszcza z wiary i miłości. Świadomie myślący człowiek staje się odporny na argumenty podświadomości zbiorowej, czyli kolektywnego umysłu tłumu, a w efekcie zyskuje duchową odporność na negatywne emocje większości oraz biologiczną (immunologiczną) odporność na choroby i zewnętrzne patogeny.
MYŚL ODCZUWAJ DZIAŁAJ
Praktyczny przewodnik po emocjach
Marek Uglorz
Zaproś do swego świata więcej radości, lekkości i mocy. Dowiedz się jak kształtować życie świadomymi emocjami. Nauczysz się wybierać nowe myśli, które podtrzymują Cię w zdrowiu i wypełniają bezwarunkową miłością. Poznasz też praktykę mentalnego przewartościowania emocji, by nadać im nową wartość i wykorzystać ich energię. Bo jak mówi autor nie ma złych emocji, są tylko emocje źle przeżywane.