Bądź tożsamy... ze sobą samym! – symbioza i autonomia wg Franza Rupperta
Kiedy można powiedzieć, że człowiek stał się dorosły? Czy magiczną granicą jest faktycznie wydanie dowodu tożsamości? A może dorosłość to osiągnięcia – własny dom, małżeństwo, „posiadanie” dzieci?
Franz Ruppert – prof. psychologii i psychoterapeuta — od wielu lat bada temat kształtowania się tożsamości, o którym przeczytamy w jego książce „Symbioza i autonomia”. To pozycja obowiązkowa dla osób zainteresowanych niezależnością psychiczną i dojrzałością emocjonalną.
Na początek zobaczmy, czym niezależność i dojrzałość nie są...
Symbioza - bliskość ponad rozumem
Symbioza (w sensie psychologicznym) to sytuacja silnej bliskości dziecka z opiekunem – najczęściej matką. Bliskość ta jest tak duża, że zaciera się granica psychiczna między jedną a drugą osobą.
Z punktu widzenia ewolucji, to bardzo mądre rozwiązanie! Większość mam wie i pamięta, że doskonale rozumiały potrzeby swojego niemowlęcia, chociaż ono nie mogło im niczego zakomunikować wprost. Czuły je, ponieważ ta więź jest ponad zrozumieniem. Matki po prostu wiedzą...
Co jednak, kiedy stan tak silnej bliskości przedłuży się na okres dorosłości? W zasadzie w takiej sytuacji dorosłość nie może nadejść. Bo dorosłość to poczucie kontaktu z WŁASNYM ja.
Trauma symbiotyczna - kajdanki na pokolenia
Prof. Ruppert opisuje kilka rodzajów traum, ale na potrzeby tego tekstu skupię się na traumie symbiotycznej. Czym ona jest?
To rodzaj uwikłania psychicznego. Dwie osoby są w tak bliskiej relacji, że nie mogą bezpiecznie istnieć jako odrębne jednostki. Efektem tego rodzaju traumy jest brak własnej tożsamości.
Dziecko, które jest tak „zlane” z rodzicem, musi odwrócić się od siebie, a uwagę poświęcić opiekunowi – jego potrzebom, emocjom, planom. Musi dokonać wewnętrznej zdrady.
Nie uczy się tego, że może polegać na sobie, że jest ważne. Uczy się natomiast, że to „ten drugi” ma moc albo, co gorsza, że to ono ma dać moc rodzicowi (np. kiedy matka jest pogrążona w depresji).
Milczące cierpienie
Osoba, która w jakiejś części pozostała w symbiozie z rodzicem może mieć poczucie osamotnienia, lęk przed życiem, nieufność wobec siebie i swoich możliwości, przekonanie o tym, że tylko dzięki relacji z drugim człowiekiem może osiągnąć szczęście, miłość, akceptację.
Jeśli nie podejmie się pracy terapeutycznej, przekaże ten rodzaj uwikłania kolejnym pokoleniom. Nie możemy dać swoim dzieciom więcej niż mamy. Dotyczy to również życia psychicznego.
Autonomia i wolność
Ten, kto pozostał zamrożony w symbiozie jest asekuracyjny i wciąż czeka na aprobatę z zewnątrz. Osoba autonomiczna żyje tu i teraz, tak jak chce i potrafi najlepiej. Nie czeka na to, aż w końcu zacznie się życie – ten właściwy czas, ta wystarczająca ja. Wie, że jest, jaka jest, a życie dzieje się teraz, a nie w nieokreślonej przyszłości.
Autonomia to wolność – dzięki niej możemy podejmować własne decyzje, nawet jeśli nie są popularne i nie dostarczają poklasku. Pozwala na uniezależnienie się od opinii ludzi, ponieważ bazuje na poczuciu własnej wartości.
Dojrzałe partnerstwo
Szczególnie ważne jest to w związkach. Kiedy para składa się z dwóch dojrzałych psychicznie osób, pojawia się przestrzeń na dojrzałą więź. A w niej istnieje miejsce na wspólne i oddzielne – plany, marzenia, pasje, inne relacje.
Opinia partnera nie staje się wtedy wyrocznią. Każdy ma wolność do wyrażania własnego zdania bez lęku, że zostanie odrzucony lub posądzony o odrzucenie. Seks jest sposobem na wyrażenie swojej seksualności, a nie uwiedzenie czy nadużycie.
Tożsamość - bycie tożsamym... ze sobą samym
A więc kiedy możemy powiedzieć, że człowiek jest dojrzały nie tylko biologicznie, ale również psychicznie? Kiedy wykształci własną tożsamość – z jej systemem wartości, celami, doświadczaniem własnych emocji.
Jeśli nie mieliśmy tego szczęścia by wykształcić swoja autonomię w środowisku domowym, można to osiągnąć dzięki pracy terapeutycznej. Autor „Symbiozy i autonomii” opisuje własną, niezwykle ciekawą formę terapii.
Nie żyjemy wtedy tak, jak oczekiwali tego od nas ojciec lub matka. Nie tracimy czasu na niespełnione ambicje przodków, nie żyjemy cudzymi marzeniami i oczekiwaniami.
Odgrywanie wymarzonych ról, czy karmienie się iluzjami to atrapy istnienia. Prawdziwy smak życia płynie z czucia – zmysłami, całym sobą. A to może zaistnieć tylko wtedy, kiedy zgodzimy się na siebie i na życie dokładnie takie, jakie jest.
Anna Szulc-Rudzińska - psycholog i psychoterapeutka