Jak psujemy sobie życie... - recenzja książki Autodestrukcja krok po kroku

Rola życiowej ofiary – jakże niewygodna, frustrująca, odejmująca godność. Nikt nie chce być odrzucany, sfrustrowany i chory. Czy na pewno? Na poziomie świadomym – tak, na pewno. Chcielibyśmy, żeby życie mlekiem i miodem płynęło. To przecież oczywiste.

Każdy chce być w szczęśliwym związku, być zdrowy, wesoły i mieć wokół dobrych i ciepłych ludzi. Zatem dlaczego wybieramy na towarzyszy życia osoby niedostępne emocjonalnie, unikamy zdrowych nawyków, tkwimy w pracy, która nie zaspokaja nas finansowo lub ambicjonalnie? Na te i wiele innych pytań, terapeuta Bill L. Little stara się odpowiedzieć w swojej przekornej książce „Autodestrukcja krok po kroku”. 

Ofiarom wolno więcej

Autor opisuje w niej wiele mechanizmów psychologicznych sabotujących nasz dobrostan. Jednym z nieświadomych uwikłań jest przekonanie, że będąc ofiarą sytuacji, jestem... kimś lepszym. Mam prawo do świętego oburzenia, wytykania innym błędów, niepodejmowania odpowiedzialności za swoje życie.

Brzmi brutalnie? Tylko z pozoru. Kto nie był w sytuacji, w której czuł się pokrzywdzony i z tego powodu dawał sobie prawo do agresji albo malkontenctwa? Satysfakcja z bycia ofiarą jest jednak mieczem obosiecznym. Z jednej strony powiela poczucie krzywdy, z drugiej strony wikła nas i otoczenie w niekończący się schemat przemocy.

Stary scenariusz w nowych adaptacjach

Chociaż większość takich zachowań wynika z faktu, że kiedyś, w przeszłości faktycznie byliśmy ofiarami – opuszczenia, przemocy psychicznej, wikłania, manipulacji – to w życiu dorosłym pojawia się takie zjawisko jak wchodzenie w rolę ofiary. W pewnym sensie jest to odtwarzanie starego scenariusza tylko z ciągle nowymi aktorami.

Jako dzieci faktycznie jesteśmy bezbronni i bezradni. Jeśli mieliśmy takie doświadczenia i nie pojawił się nikt życzliwy na naszej drodze, to najprawdopodobniej bycie ofiarą silnie wbudowało się w nasz obraz siebie.

Umysł działa niczym komputer, zapisuje informacje, z których później czerpiemy wiedzę o sobie i świecie. Np. małżeństwo rodziców będzie informacją o tym, jak funkcjonują związki. Czym jest opieka i czy nam się należy, jaką rolę odgrywa mężczyzna, a jaką kobieta itd. Ale jako dorośli mamy możliwość weryfikować tę wiedzę i aktualizować dane. Chyba że wybierzemy stare, dobre, działające od pokoleń pułapki.

Nie-winne pułapki

Idealnym przykładem jest poświęcanie się dla innych. Pułapka dla wykwintnych graczy. Jest to forma wejścia w rolę pomagacza, który daje więcej, niż otrzymuje. Ale znowu – czy na pewno? Taka osoba zawsze może wyjąć tego asa z rękawa i użyć w najmniej oczekiwanym momencie:

Ja tyle dla ciebie robię, a ty nawet nie możesz… Poświęciłam całe życie dla rodziny, a teraz nikt nawet nie poda mi szklanki wody! Żyły wypruwam, żeby zarobić na rodzinę, a ty nie możesz...

Schemat ofiary nie może istnieć bez swojego sprawcy, dlatego tak umiejętnie dobieramy się w pary. W moim odczuciu trudno jest wyjść z tego uwikłania bez pomocy. Choćby dlatego, że otoczenie bardzo wspiera cierpiętnictwo.

Co nami steruje?

Bill L.Little w swojej książce opisuje wiele przykładów takich uwikłań. A przecież życie byłoby o wiele prostsze, gdybyśmy nie tworzyli sobie problemów, które często łatwo jest rozwiązać. Teoretycznie łatwo. Bo przymus działania wbrew własnym interesom potrafi być naprawdę dojmujący. Sabotujemy swoje umiejętności, potencjał. Udajemy głupszych, niż jesteśmy, nie korzystamy z własnej intuicji. Jak często wiemy, że podejmowane działania zakończą się fiaskiem, a jednak i tak je podejmujemy?

Nikt z nas nie prosił się o to, żeby wejść na tę drogę. Najczęściej wynika ona z tego, czym nasiąkaliśmy od dziecka. Co obserwowaliśmy w domu albo było przekazem międzypokoleniowym. „Cierpienie uszlachetnia”, „każdy bogaty to złodziej”, „facet to świnia”, „seks to obowiązek małżeński”, „starość nie radość”. Kto tego nie zna?

Mamy mnóstwo przekonań i doświadczeń wspierających trzymanie się tego absurdalnego schematu. Często osoby, którym staram się to pokazać, bronią się, jakbym chciała odebrać im największy skarb. Bo co potem? Jeśli jesteśmy naprawdę mocno związani z umęczonym obrazem siebie, to nie wiadomo, jak żyć inaczej. Kim będę, jeśli nie będę tym, co znam?

A potem może być tylko lepiej, ale faktycznie wymaga to zrobienia wewnętrznego remanentu. Nie chcemy widzieć siebie jako sprawcy swoich życiowych problemów. Jest to jednak jedyna droga do wolności – czyli wyjścia z uwikłania sprawca-ofiara, do zdrowego dorosłego, który bierze sprawy w swoje ręce.

Czas na nowy scenariusz!

Wszyscy jesteśmy wolni do bycia ofiarą. Możemy oprzeć nasze życie na tragedii. Stać się wytrawnym dramaturgiem i tak dobierać fakty i żonglować wydarzeniami i ich interpretacją, że zawsze wyjdzie na nasze. Książka „Autodestrukcja krok po kroku” jest fantastycznym kompendium wiedzy na temat tego, jak skutecznie popsuć sobie relacje, dobrobyt i zdrowie (lub je odzyskać...).

Kiedyś nie mieliśmy wyboru, jaka rola przypadnie nam do odegrania. Jako dorośli, przy pewnym poziomie świadomości, zaczynamy rozpoznawać, że mamy wpływ na nasze wybory. Mamy też wpływ na to, czy chcemy zrozumieć swoje motywacje, uwikłania, wyuczone strategie przetrwania. Może czas na zupełnie nowy scenariusz? Życie pisze się przecież cały czas na nowo. 

Anna Szulc-Rudzińska – psycholog, psychoterapeutka 



AUTODESTRUKCJA KROK PO KROKU
Bill L. Little

"Nieszczęście to nie tylko stan umysłu, to prawdziwa sztuka!" – twierdzi Autor, używający z  werwą psychologii prowokatywnej w  swojej pracy terapeutycznej. Bezkompromisowo demaskuje różne neurotyczne zachowania i niezdrowe relacje, pokazując w jaki sposób samodzielnie "produkujemy" swoje uzależnienia, niepowodzenia i fobie. Dzięki tej książce pozbędziemy się problemów poprzez zrozumienie naszego udziału w ich powstawaniu.

Udostępnij tę treść