Szczęśliwe życie

A jeśli powiedziałabym, że istnieje książka (rodzaj podręcznika), który krok po kroku uczy, jak być szczęśliwym człowiekiem, uwierzyłby ktoś? Sama do niedawna miałabym z tym trudność. Tak wiele "dobrych rad" można znaleźć w czeluści internetu. Naszą codzienność wypełniają szybkie i łatwe "przepisy na..." - na wszystko. I choć napisane są językiem przykuwającym uwagę, kusząc natychmiastowym osiągnięciem upragnionego celu, to bardzo często są po prostu nieskuteczne. 

Czym jest szczęście i czy da się je odkryć drogą na skróty? A może wymaga pracy i odwagi, by wychodząc mu na spotkanie porzucić przywdziane schematy i formy? Czy my, dorośli ludzie, mamy w sobie tę dziecięcą ciekawość przyglądania się temu co dookoła z zadziwieniem? Bez pewników i gotowych odpowiedzi? Odkrywać na nowo w poczuciu, że nie ma jednej słusznej interpretacji. Czy jak dziecko potrafimy podążyć za ciekawością? Zadawać wciąż pytania nie biorąc żadnej z odpowiedzi za pewnik? 

Dziecięca ciekawość świata

Blisko piętnaście lat życia spędziłam na towarzyszeniu dzieciom w poznawaniu świata. Wielokrotnie nie mogłam się nadziwić ich zachwytowi nad najprostszymi czynnościami. Kilkulatek, który z pasją przez dwadzieścia minut przelewa wodę z dzbanuszka do kubeczka, a później z kubeczka do dzbanuszka. Proste powtarzalne zadanie, budzące w tym małym człowieku niekończące się pokłady radości. A obok tej sceny ja, wciąż szukająca świętego Graala życiowego szczęścia, z listą warunków, po których spełnieniu miałam wreszcie osiągnąć pełnię. Im więcej punktów z listy udało mi się zrealizować, tym bardziej lista wydłużała się o nowe niezbędne elementy. Szczęście na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak bardzo nieuchwytne. 

Dopiero od niedawna zaczęłam dostrzegać radość płynącą z prostoty, zwyczajności, która wcale zwyczajna nie jest. Nie przez przypadek w moje ręce trafiła książka Szczęście bajkami cerowane. Już sam tytuł mocno intrygował. Cerowane – znaczy naprawiane, jak poszarpane na kolanie dziecka spodnie, które eksplorując własne bycie, rozerwało je. Które próbowało jazdy na rowerze, wspinania się na drzewo, biegania po twardej nawierzchni. Ze szczęściem chyba jest tak samo. Rodzimy się ubrani w nie, a później doświadczamy życia często w bardzo szorstki sposób. Na tyle szorstki, że przeciera, szarpie, rozrywa. 

Świat może znudzić

Urszula Anna (a właściwie Tomasz Chodkowski, ale ten wątek warto odkryć samemu, zagłębiając się w pierwsze strony książki) pisze, że "Na pierwszy rzut oka świat może szybko (...) znudzić. Gdy zaczniemy patrzeć na niego uważniej, korzystając przy tym z własnej wyobraźni, zauważymy, jak bardzo różni się od pierwszego wrażenia". Wracają wspomnienia kubeczka i dzbanka wypełnionego wodą. Czyli nie chodzi o spełnienie szeregu wymagań z listy, tylko o zatrzymanie się tu i teraz oraz doświadczanie życia w nieustannym zadziwieniu. Otworzyć uporządkowane i sztywne szuflady, w których posegregowane jest życie według kategorii. Wysypać całą ich zawartość i zacząć dostrzegać w tym pozornym chaosie głębię. 

Tak bardzo przywykliśmy w dorosłym życiu do schematów, że wolimy wieść niesatysfakcjonujące, a nie rzadko smutne życie, zamiast zaryzykować, odważyć się na zmiany, poszukać innych opcji... Dorośli "skazują się na to, co los im przyniesie, zamiast szukać możliwych rozwiązań". Cztery lata temu zorientowałam się, że dotychczasowa ścieżka kariery zawodowej już mi nie służy, już nie czuję tej radości z działania. Gdzieś po drodze zatraciłam swoją pasję. W pierwszym odruchu powtarzałam jak mantrę, że widać tak musi być. Nie mam innej opcji. Muszę robić to co robię, mimo że zaczyna mnie to frustrować. Dopiero gdy ciało zbuntowało się na niesprzyjające warunki, zwolniłam. Zaczęłam szukać innych opcji. A gdy otworzyłam się na zmiany, tak w pełni, z dziecięcą ufnością dla Wszechświata, pojawiły się inne drogi. Zaryzykowałam, by odzyskać pasję działania i wprowadzić radość do swojego życia. Ale nie wydarzyło się to szybko i łatwo. 

Z miłości do siebie

"Ludzie, którzy siebie lubią, są znacznie częściej uśmiechnięci, zadziwieni i zainteresowani tym, co ich otacza". I dla mnie kluczowym było polubienie siebie. Jak możemy przeczytać w Szczęściu bajkami cerowanym: "Zrozumieć kim jesteśmy, zaakceptować, zacząć lubić i podziwiać siebie to fundament, na którym warto budować szczęśliwe życie". Zrozumienie i akceptacja obejmują całość, nie tylko fragmenty, bo fundament, by spełniał swoją rolę, musi być stabilnym i kompletny. 

Całość. Czym jest ludzka całość? Jeśli ujmiemy ją jako trójwarstwę, będzie składać się z wyższego Ja, które nazywam duszą, bliższego Ja, które autor(ka) określa ciałością, oraz Ja świadomego. Przychodzimy na świat otwarci na doświadczanie, blisko swego ciała i jego potrzeb. Głośno domagamy się zaspokajania głodu w wielu życiowych sferach. Jesteśmy dla siebie ważni. A później, z biegiem lat uczymy się negować własne emocje, wypierać potrzeby. Doświadczając szorstkości, przecieramy nasz ciepły i bezpieczny dziecięcy kocyk utkany ze szczęścia. 

Wewnętrzne dziecko

Gdy dotarłam w książce do rozdziału o wewnętrznym dziecku, poczułam ukłucie w sercu. Jak wiele szans zmarnowałam, jak wielu spraw nie byłam świadoma — w stosunku do siebie, ale i własnego dziecka. Ogarnęła mnie panika, że czasu nie cofnę, a tak wiele spraw poszło nie po mojej myśli. I wykonuję ogrom pracy, by siebie nie karcić, by nie pozwolić poczuciu winy przejąć kontrolę. Zaakceptować, że szorstkość jest elementem życia. Przeciera i rozrywa, ale miłością da się łatać pęknięcia. Regularnie robię to w stosunku do swojego synka. Naprawiam powstałe dziurki i przetarcia.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które wychodzi z trybu przetrwania i negowania siebie. Które uczy się miękkości w relacjach i własnych emocji. Nie umiem jeszcze w pełni być w miękkości, nie wiem, czy w ogóle da się szorstkości nie doświadczać. Ale mam w sobie moc, by naprawiać, sklejać, regenerować. Tu i teraz. Aby moje dziecko nie musiało czekać kolejnych trzydziestu lat jak ja, by za cerowanie się zabrać. Sama także wchodzę w ten proces, by pozwolić sobie dotrzeć do swojej wewnętrznej dziewczynki i z poziomu osoby dorosłej dać jej to, czego nie otrzymała, lub otrzymała w nieadekwatnych do potrzeb ilościach. 

Dociera do mnie, że nie jest za późno, by powrócić do źródła – do tego wewnętrznego dziecka, które łączy świadomość racjonalnego i nieco skostniałego dorosłego, z potrzebami jego duszy. Że jeśli moje ego krzyczy i wpada w panikę, to oznacza, że nie wszystko stracone. Jeśli reaguje, jest poruszone i rozedrgane, to oznacza, że dotykam istoty tego co ważne. Mam moc uzdrowienia, naprawienia, powrotu do siebie samej, do swoich fundamentów. 

Odkrywać we własnym tempie

Tak bardzo kusi mnie, by wypisać tu wszystkie najważniejsze wskazówki zawarte w książce. Wykrzyczeć światu, że można i jak można odzyskać szczęście. Ale powstrzymuję się, bo tę podróż dobrze jest doświadczyć w całości we własnym tempie. Wejść w proces wewnętrznej integracji, podążając kartami Szczęścia bajkami cerowanego

Wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś uchwycił istotę szczęśliwego życia i w tak przystępny sposób przemówił do mojej wewnętrznej dziewczynki. Czy istnieje lepszy sposób na dotarcie do dziecięcego postrzegania świata, jeśli nie za pomocą bajki? Nie chcę nikogo na siłę przekonywać do lektury. Ale jeśli już sam tytuł powoduje, że choć na sekundę przystajemy w gonitwie dnia codziennego, to jest to jasny sygnał, by za tą ciekawością podążyć. Tylko czy wystarczy odwagi dorosłemu Ja, by zejść z utartej ścieżki i podążyć w gęstość nieprzeniknioną głębokiego i ciekawego świata? Czy znajdzie w sobie gotowość, by zaryzykować? 

Agata Czmielewska  
www.wmojejszafie.pl


okładka Szczęście bajkami cerowaneSZCZĘŚCIE BAJKAMI CEROWANE
Urszula Anna

Odrobinę nietypowy poradnik rozwoju osobistego dla tych, którzy chcą esencjonalniej żyć. Dzięki tej książce rozbudzicie w sobie na nowo dziecięcą ciekawość świata i nauczycie się pielęgnować stan zadowolenia. Bo choć nie mamy wpływu na szczęście (? hmm...), to nasze poczucie szczęścia zależy w dużej mierze od nas. Czy lubimy siebie? W jaki sposób przeżywamy swoje życie? 

Udostępnij tę treść