Jed McKenna i otrzeźwiające spojrzenie na rozwój - recenzja DUCHOWE OŚWIECENIE


„O, kapitanie, mój kapitanie!” chciałoby się westchnąć po przeczytaniu trylogii Jeda McKeny, słowami Walta Whitmana, którego tak uwielbia. Trylogia McKenny należy do gatunku książek, które wstrząsają i przewartościowują. W czasach kiedy taki wstrząs był mi niezbędny, odegrała w moim życiu kluczową rolę. 

Jed McKenna upraszcza wszystkie duchowe ścieżki do trzech wariantów:

1. Odmienne Stany Świadomości.
2. Ludzka Dorosłość.
3. Niedualna Świadomość, czyli Oświecenie.

Jego największą, zwalającą z nóg, rewelacją jest to: z powyższych trzech, namacalnym faktem wśród duchowych poszukiwaczy, jest właściwie tylko kategoria nr 1.  Kategoria nr 2 jest rzadka, a nr 3 prawie nie istnieje. Zaskoczenie? Nie tak to widzi mainstream. Trzeba jednak zaznajomić się z argumentacją Jeda – przyznam, że jest przekonująca.

Aby streścić sens jego dowodu, przyjrzyjmy się wszystkim trzem kategoriom po kolei.

Odmienne stany świadomości

Odmienne stany świadomości można zdefiniować jako „wrażenia niezwykłości”, jakie ludzie indukują w sobie za pomocą rozmaitych celowych działań.  Tak religia, jak i duchowość, mają nam przynieść ponadprzeciętny spokój ducha, współczucie, troskę o świat, wzniosłość, harmonię, obecność, tu i teraz, i tak dalej. W tradycyjnie męskim słowniku mówimy o mocy, determinacji, nieustraszoności, odwadze i zwiększonej energii – i to też są, wg Jeda, „klimaty”, które sami sobie indukujemy. Sztucznie wywołane zakresy świadomości podpadają pod kategorię "zmienionych stanów", niezależnie, czy mówimy o  tantrze, chodzeniu po ogniu, medytacji o białym świetle, enteogenach, czy modnej półtoragodzinnej tabletce, której na imię joga. Tak widziane stany, twierdzi McKenna, zdają się być jedynym objawieniem, jakiego tak naprawdę poszukuje publika. 

W oparciu o nie, powstał cały światowy przemysł usług metafizycznych. Kolejna pigułka, kolejny trick, guru, kościół, mantra, czy warsztaty, wszystko pod jednym tytułem „jak wytworzyć dany, pożądany stan istnienia”. Zgodnie z tym, co mówi McKenna, ludzkość funkcjonuje zatrzymana mentalnie w rozwoju na poziomie kilkulatka. Jak dziecko, nie bierze odpowiedzialności za swoje życie w jego pełni – a jedynie bawi się  wrażeniami-zabawkami, reprezentującymi idee i wartości dorosłych. Wrażenia te nie istnieją tu na serio, tj. jako naturalne pochodne naszej dojrzałości, emocjonalnej inteligencji i życiowego doświadczenia. Zostały naprędce wytworzone, nakręcone, wypromowane, jako element odwiecznej gry pozorów – stanowiąc ekspresowy bryk rzeczywistych treści, służący jedynie chwilowej podniecie i zapomnieniu. 

Ludzka Dorosłość

Przyjrzyjmy się teraz Ludzkiej Dorosłości. Jest to właśnie hipotetyczne miejsce, gdzie zaprzestajemy „wytwarzania” tego, czy innego stanu, a zamiast tego zaczynamy dążyć do rozwinięcia naszej prawdziwej natury – i jakiekolwiek pozytywne cechy w tym procesie nabywamy, wynikają już z tego niejako integralnie. Spokój ducha, odwaga czy miłość, nie zostały tu sztucznie i naprędce wyprodukowane przez umysł, są raczej wynikiem naszej dojrzałości jako Człowieka, efektem nagromadzonej w nas od lat życiowej mądrości. Z tego też powodu nie zanikają zaraz po „warsztatach”, ale utrzymują się w nas w sposób stały.

Mówię, że jest to miejsce dla Jeda „hipotetyczne”, ponieważ Ludzkiej Dorosłości sięgają w jego spojrzeniu tylko nieliczni. Dlaczego? Aby zacząć „dorośleć”, trzeba w pewien sposób wyjść poza tłum, odrzucić jego zbiorowe ideały – czy to będzie religia, czy New Age, czy buddyzm, czy co tam jeszcze – i zacząć tworzyć siebie szczerze, od podstaw, w realnym życiu. Jest to trudne. Często może być poprzedzone chorobą, wypadkiem, czy życiową tragedią – bo nic mniej dramatycznego nie byłoby w stanie „odpalić” w człowieku tego typu determinacji. McKenna zresztą wcale nie uważa, aby do „doroślenia” upoważnione były wyłącznie osoby związane z tzw. „duchowością”. Może ono pojawić się też u osób zupełnie świeckich, niejako poza nauczaniem. Często znajdują się w tej grupie na przykład uzdolnieni pisarze.

W Dorosłości odpada cała konieczność afirmowania, wiary, pozytywnego myślenia, koncentracji na celach i tego typu smaczków. Efekty tych działań uzyskujemy darmo i bez wysiłku, gdy tylko... no właśnie, odważymy się być sobą. Taka wewnętrzna dojrzałość w naturalny sposób prowadzi do przejawienia w nas rozmaitych mocy manifestacji. Zsynchronizowani z Tao, zaczynamy postrzegać cały Wszechświat jako dobroczynny, reagujący cudami na naszą szczerą wdzięczność za wszystko, co jest. Obieg zostaje zamknięty niejako naturalnie; to co wysyłasz nieustannie powraca, wszystko jest „jednym”, o jakim nucą duchowe chants.

McKenna podkreśla, że choć niewielu osiąga Dorosłość, wielu o niej marzy.  Ludzka Dorosłość, mówi, jest czymś jak najbardziej, przynajmniej teoretycznie, pożądanym. Stanowi ona barwną romantyczną przygodę w epickiej skali, temat wielu niespełnionych fantazji, stanowiący podstawę dobrej sztuki i literatury. Problem natomiast polega na tym, że bywa mylona z Niedualnym Stanem (Oświeceniem), którym nie jest. 

Niedualna Świadomość czyli Oświecenie

Oświecenie – mówi McKenna – tym różni się od Ludzkiej Dorosłości, że nie można go chcieć. Nie jest to stan, którego da się doświadczyć, z prostej przyczyny. Nie ma tam ja, które mogłoby powiedzieć "ja doświadczam”. Taka całkowita nicość nie może być obiektem pragnienia, jest bowiem czymś negatywnym i z gruntu zaprzeczającym życiu, raczej niż je afirmującym. O ile więc Dorosłość pozostaje piękna, pożądana, cudowna, dojrzała i upragniona, o tyle Oświecenie, czyli permanentny zanik osobowego ja, bynajmniej takim nie jest.

Znalezienie się w tym stanie przypomina, według McKenny, sytuację rozbitka w filmie Cast Away. Utracony zostaje cały kontekst relacji ze światem, człowiek nie wie po co jest cokolwiek, traci więc całkowicie orientację w znanych strukturach i nie ma nikogo, z kim mógłby się porozumieć. Wszystkie trzy części trylogii McKenny są próbą unaocznienia „zwykłemu zjadaczowi chleba”, co tak naprawdę przeżywa osoba oświecona. W skrócie: wszelkie dotychczasowe symbolizowanie zostało zdemaskowane jako fałsz, a zatem i wszelkie doraźne cele, z samym życiem włącznie, tracą na znaczeniu. Przystawienie sobie pistoletu do czoła i wystrzelenie, stanowi z tego miejsca coś w rodzaju zabawnego gagu – nie jest w ogóle problemem. Zdaniem Jeda,  ludzi, którzy znaleźli się w tym miejscu na stałe, jest na Ziemi nie więcej niż kilkudziesięciu w danym czasie. Czas wreszcie powiedzieć, że sam Jed, jak należało się domyślać – zalicza siebie do ich grona.

Korzyści z lektury…

Czytanie McKenny przypomina światopoglądowe tornado – choćby z tego powodu warto. Proza jest soczysta i obrazowa, myśl krąży szybko i nazywa rzeczy z piorunującą klarownością, jak orzeł pikujący z błękitu na polną mysz. Czyta się to błyskawicznie i z wypiekami, jak dobrą powieść. Totalną zaletą tekstu jest jego bezkompromisowość w odniesieniu do świata tzw. „rozwoju”, którego 99% zostaje bezlitośnie zdemaskowane jako młócenie sieczki. Choć sam może dałbym tę liczbę trochę niżej (powiedzmy na 87), uważam, że, zwłaszcza dla czytelnika u początku drogi,  jest to bezcenna i na ogół wstydliwie przemilczana informacja. To zresztą tylko wstęp do czegoś dużo grubszego, a mianowicie uświadomienia, jak fundamentalnym zdarzeniem w życiu człowieka jest właściwie rozumiany duchowy przełom. To że jest on w praktyce tak bardzo rzadki, prawie nieobecny, wynika właśnie z przewyższającej wszystko inne wagi tematu.  Kto gotów na taki kaliber? Oczywista rzecz, że niewielu. 

Lektura McKenny, podobnie jak filmy Patryka Vegi, jest odświeżająca i często też w tym dosadnie humorystyczna, choć uprzedzam, bywa to humor wisielczy. A co do meritum, czyli Oświecenia… Po piętnastu latach od lektury, jestem niewątpliwie człowiekiem dojrzalszym, i przez to chyba nie poszukującym już tak bardzo „genialnych wzorów na wszystko”. Życie wydaje mi się znacznie bardziej złożone, niż cokolwiek, co uniesie papier. I toczy się dalej (bo, jak mądrze pisał Borges, nikt w księdze nie zawrze jego istoty). A takich jak Jed potrzeba, przede wszystkim po to, żeby raz na jakiś czas wyrwać nas ze stereotypów i mocno potrząsnąć, zmuszając tym samym do zastanowienia – dokąd idę. 

Krzysiek Wirpsza, Warszawa, czerwiec 2021 
www.staninfra.pl   





DUCHOWE OŚWIECENIE
Cholernie osobliwe

Jed McKenna

Wielu ludzi spędza lata na medytacji i praktyce duchowej bez osiągnięcia pełnego przebudzenia. Uważają, iż to dlatego, że nie przekroczyli jeszcze linii mety, ale prawdziwym powodem jest to, że wciąż nie przekroczyli linii startu... Pierwsza część trylogii Jeda McKenny to lektura obowiązkowa dla każdego, kto podąża duchową ścieżką. 




Udostępnij tę treść