Kim nie jestem - odzyskiwanie własnej tożsamości dzięki pracy z drzewem rodowym


Każdy, kto zainteresował się psychogenealogią, wie, że wejście na tę ścieżkę to początek fascynującej drogi poznania i zrozumienia siebie poprzez zawiłe meandry historii przodków.

Wiedza o tym, co może na nas nieświadomie wpływać, jest bezcenna. To, jak identyfikujemy się na poziomie własnej tożsamości z członkami naszej rodziny, nawet tymi, których nie mieliśmy okazji poznać osobiście, graniczy trochę z magią. A jednak jest faktem, opisanym i przebadanym na wielu poziomach.

Trudne uwikłania

Co to znaczy, że identyfikujemy się z członkami rodziny? To trochę jakbyśmy żyli nieswoje życie. Objawia się to na wiele sposobów. Możemy doświadczać irracjonalnych lęków, kontynuować cudzy plan na siebie np. wykonując zawód, o którym marzyła babka, ciotka, zmarły przedwcześnie ojciec itp. Chorując na choroby przodków, mając podobne problemy w związkach, żyjąc na marginesie społeczeństwa, mając obsesje na temat finansów – w zasadzie możliwości jest nieskończenie wiele.

Zakłada się, że losy czterech pokoleń przodków mają na nas wpływ. Anne Ancelin-Schützenberger analizowała z klientami nawet 7! Po co? Po to, żeby dowiedzieć się, czym nasiąkamy jak gąbka od poczęcia. A nawet jeszcze wcześniej – jakie informacje mogą być zapisane na poziomie komórek naszego ciała.

Poznać swoje korzenie

Psychogenealogia podpowiada, jak i gdzie szukać powiązań – w ważnych datach, imionach (po kim mamy imię, kto je nadał, kto go nie chciał), w kolejności narodzin, w gestach, powiedzonkach rodzinnych. Poprzez głębsze zrozumienie powtarzanych opowieści – po co, o kim? Dla nadania ważności jakiegoś przodka, przestrogi? Jeśli tak, to przed czym klan potrzebował nas ostrzec? Przed seksem, pieniędzmi, rozrzutnością, władzą, mężczyznami, kobietami?

Praca z genosocjogramem to przeciekawe spotkanie – trochę jak wyprawa detektywistyczna w nieświadomość rodzinną. Rozszyfrowanie linii matki, ojca, graficzne zobaczenie jak skomplikowana siatka zależności wpłynęła na to, że pojawiliśmy się akurat w tej rodzinie, akurat w tym momencie – dlaczego? W jakim celu dostaliśmy życie? Żeby ocalić małżeństwo rodziców? Utrzymać nazwisko rodowe, tylko „niefartem” urodziliśmy się dziewczynką? Z potrzeby matki, żeby w końcu ktoś ją pokochał, bo sama straciła matkę w dzieciństwie? By ukoić rozpacz i zapełnić pustkę po utraconym dziecku? Z miłości?

Analiza związków w rodzinie może stać się uwalniająca, jeśli powielamy jakiś schemat. Elisabeth Horowitz - terapeutka i  autorka książki "Uzdrowić drzewo rodowe" pisze, że parami, które najbardziej determinują nasze ewentualne trudności, są pary założycielskie, czyli małżeństwa pradziadków.

Niepoznane mroki drzewa rodowego

Przeanalizowanie drzewa rodzinnego często utrudnione jest z powodu braku wiedzy o rodzinie pochodzenia. Dodatkowo świadomie możemy nazwać tylko to, co zostało nam przekazane. A jak wielu tajemnic nie znamy i nie poznamy nigdy? Z pewnością wielu!

Tu z pomocą przychodzą ustawienia systemowe, które jeśli są przeprowadzone przez dojrzałego i doświadczonego terapeutę, mogą być niesamowitym wsparciem w tym procesie. Nie jest to na pewno forma pracy dla każdego, ale w sprawie transmisji traumy może być ogromnym przyspieszeniem i uwolnieniem się z cudzych historii. A to jest właśnie najsłodszym owocem tej pracy – odzyskanie siebie dla siebie.

Kim nie jestem?

Wizja, że jesteśmy marionetkami sterowanymi przez losy przodków, jest przytłaczająca. Na szczęście nie musi stać się prawdą. Nasze życie sterowane jest przeszłością wtedy, kiedy jesteśmy nieświadomi tego mechanizmu. Osoby, które wchodzą na ścieżkę terapii, mają możliwość odkodowania programu rodzinnego i co za tym idzie, wyboru własnej, indywidualnej drogi.

Daleka jestem od tezy, że każda nasza trudność wymaga poszukiwań rodowych. To uproszczenie, a nawet przerzucanie odpowiedzialności. Istnieją jednak uwikłania tak mocne, że bez pracy z tematem przodków nie da się zrozumieć przyczyny własnych trudności.

Jeśli rodzina była bardzo zamknięta, pełna tajemnic, traum, wykluczeń to potomkowie w kolejnych pokoleniach niosą te informacje, sami będąc oddzieleni od swojego własnego życia. Przez to klan staje się coraz słabszy, bo jego członkowie nie są w stanie wspierać swoich dzieci, a czasami działają na ich niekorzyść.

Tak więc, dzięki pracy z drzewem rodowym mamy możliwość zobaczenia gdzie się pomyliliśmy. Niewinnie, nieświadomie, ale jednak. Dowiedzieć się kim nie jestem to jedno – ale odkrycie kim jestem, a nic o tym nie wiedziałem, to inna historia! Często jest to początek zupełnie nowej drogi...

Anna Szulc-Rudzińska - psycholog, psychoterapeutka

Udostępnij tę treść