Kiedy mama zostaje sama... - recenzja książki "Też jestem mamą"
Rozstania są trudnym, ale bywa, że jedynym wyborem. Czasami stają się najwłaściwszym wyjściem, żeby już bardziej nie uszkodzić emocjonalnie siebie, partnera i dziecka. Wybór mniejszego zła nie oznacza jednak braku konsekwencji.
Mało kto wychodzi z takiej sytuacji obronną ręką. Dla dzieci rozpad rodziny zawsze będzie traumą. Nawet jeśli oznacza większy spokój w domu, łagodniejszych rodziców, brak awantur. Rozstanie to dla dziecka ogromna strata. Można wiele zbudować, bardzo dużo dać dziecku, ale ma ono jedną mamę, jednego tatę i ich miłości nie da się zastąpić niczym innym. Ciężar tej informacji może być dla rodziców gorszy niż samo rozstanie.
Większość rodziców stara się w takiej sytuacji zrekompensować dziecku ten deficyt i „nadrobić” brak rodziny w inny sposób. Znam bardzo zaangażowanych ojców. Takich, którzy robią wszystko, żeby być częścią życia swoich dzieci. Też takich, którzy dźwigają większość obowiązków rodzicielskich na własnych ramionach.
Jednak dzisiaj skupię się na mamach, które zostają same z dzieckiem. Jakie czekają na nie pułapki nowej odsłony rodzicielstwa? Z pomocą przyszła do mnie książka „Też jestem mamą” Karoliny Staszak. Bezprecedensowe wsparcie dla kobiet, które borykają się ze wszelkimi stanami emocjonalnymi związanymi z rolą mamy (i nie tylko!). Ta kobieta z krwi i kości podzieliła się, bardzo osobiście dylematami, których każda z nas, jako matka, czasem musi doświadczyć.
Mama samotna czy samodzielna?
Istnieje ostatnio silny nacisk, żeby nie nazywać mam, które same wychowują dzieci samotnymi a samodzielnymi. I rozumiem powód – te mamy często nie są same, budują wspaniałe środowisko dla swoich dzieci, mają przyjaciół, rodzinę, wsparcie, czasami nowy związek. Bezwzględnie są samodzielne – czasami do bólu. I mi też jest bliżej do tego, żeby nazywać takie macierzyństwo samodzielnym, a nie samotnym.
Moja wątpliwość wynika jedynie z tego, że czasami łatwo jest zapomnieć, jak ogromna samotność towarzyszy takiemu modelowi rodziny. Po prostu – do pojawienia się na świecie człowieka potrzebne są dwie osoby i do jego wychowania również.
Codzienne poświęcenia
Jeśli jedna osoba dźwiga wszystkie obowiązki związane choćby z utrzymaniem domu, to z prostego rachunku wynika, że musi wykonać dwa razy więcej czynności, niż w sytuacji, kiedy osoby są dwie. Od pozmywania, poczytania dziecku i przytulenia do zarabiania na życie. Codziennie.
I to w tych momentach samotność jest bardzo odczuwalna – kiedy jest bardzo dużo do zrobienia, jest na to bardzo mało czasu i z każdym dniem okazuje się, że na coś nie wystarczyło: czasu, pieniędzy, sił, ochoty.
„Samodzielność do bólu” to w moim odczuciu stan, kiedy kobiety z zaciśniętymi zębami robią to wszystko, często kompletnie nie myśląc o własnych potrzebach. I czasami inaczej się nie da, bo splot sytuacji wymusił stan podwyższonej gotowości, ale czasami wynika to z nadmiernego poświęcania się – szczególnie dziecku.
Powodów jest wiele – poczucie winy za rozpad rodziny, wysokie oczekiwania wobec siebie, chęć rekompensaty dla dziecka za brak taty w domu, przeniesienie modelu rodziny pochodzenia. Każda mama ma własny zestaw przekonań, który może pokierować ją w stronę przepaści samo-poświęcenia. A stamtąd trudno jest wrócić.
Opuszczona frustracja = duże problemy w relacjach
Łatwo sobie wyobrazić ile potrzeb mamy musi poczekać na swoją kolej. I często ten czas nie nadchodzi. Bo przecież są ważniejsze sprawy niż to, że od pół roku nie byłam w kinie, że bolą mnie plecy, jem byle co, bo dziecko ma obiady w szkole — a przecież nie będę gotować dla jednej osoby... Jednak te małe „głody” z czasem nabierają groźnego rozmiaru.
Sfrustrowana mama – jest niecierpliwa, niezaangażowana, poirytowana, wybuchowa, niechętna do zabawy, zdekoncentrowana, wymieniać dalej? I nie oceniam w ten sposób żadnej mamy – to jest naturalna konsekwencja opuszczenia własnego terenu, kiedy uważamy, że najważniejsze jest dziecko i przestajemy widzieć, że my też jesteśmy osobą, o którą trzeba zadbać.
Oczywiście, w pewnym sensie dziecko jest najważniejsze. Samo o siebie nie zadba. Tyle tylko, że to od kondycji psychicznej mamy zależy kondycja psychiczna dziecka. I jeśli mama opuści swoje potrzeby, to dokładnie tego samego nauczy swoje dziecko... Nie napełniając swojej studni, nie napoimy swoich dzieci.
Przestrzeń na siebie
Nie da się być matką i ojcem w jednej osobie. Nie da się też równocześnie być zaangażowaną matką, wydajnym pracownikiem, wyjątkowo zadbaną kobietą, perfekcyjną panią domu, empatyczną przyjaciółką. Tak jak nie da się mieć uwagi w kilku miejscach jednocześnie. Możemy angażować się w wiele, ale nie ma fizycznej możliwości, żeby wszystko to robić w tym samym czasie.
Można tak funkcjonować przez jakiś kryzysowy moment, ale jeśli to staje się sposobem na życie – forsowanie swoich granic, niedosypianie, frustrowanie potrzeb – to przyniesie negatywne konsekwencje prędzej czy później. Co zrobić, żeby nie zamienić się w przysłowiowego chomika w kołowrotku?
Możesz na początek sprawdzić, jakie masz teraz realnie możliwości? Czy to jest fakt, że właśnie w tym miesiącu musisz schudnąć pięć kilo, przemalować salon, nadrobić stare znajomości, dać z siebie 100% w pracy i co tam jeszcze...a! Być świetną matką – słuchającą, widzącą swoje dziecko, czułą i cierpliwą?
Dzieci potrzebują szczęśliwych mam
Dzieci nie potrzebują idealnych mam. Potrzebują szczęśliwych mam. I nawet jeśli pełne szczęście nie jest na ten moment osiągalne, bo nie masz możliwości o nie zawalczyć, to możliwe są zawsze małe momenty, w których można poczuć się dobrze z tym, co jest. Bo radości można doświadczać również (a może przede wszystkim?) skromnie. Ale trzeba jej zrobić miejsce!
I nie dotyczy to jedynie kobiet, które samodzielnie wychowują dziecko. W opowieści Karoliny Staszak pojawiają się tak naprawdę bardzo podobne pułapki macierzyństwa. Mają trochę inne barwy, natężenie, jednak każda z nas narażona jest na wspólne dla wielu mam mechanizmy powolnego zapominania – kim jestem?
Nawet jeśli dużo spraw spada jednocześnie na głowę, zawsze można zrobić pauzę – zatrzymać się i sprawdzić: gdzie Ja teraz jestem, czy nie straciłam ze sobą kontaktu? Kto robi te wszystkie rzeczy? Kto ogarnia kanapki do szkoły, kto właśnie posprzątał mieszkanie, wyprowadził psa, zrobił pranie i prezentację do pracy? Komu chce się płakać, kto nie ma siły?
Możesz popatrzeć w lustro, zobaczyć swoje oczy, zmęczoną twarz i sprawdzić – co czujesz do tej kobiety? Czego ona potrzebuje? Jaka jest? Dzielna? Wkurzona? Smutna? Łagodna? Pogubiona?
Co jeszcze możesz jej powiedzieć? Jak wesprzeć? Jaka dla niej jesteś? Jak często ją widzisz? Czy nie osamotniasz jej jeszcze bardziej? Czy ona Cię interesuje tak bardzo, jak interesują Cię sprawy twojego dziecka? Czy angażujesz się w jej troski? Czy motywujesz ją ciepłym słowem, czy krytykujesz, że mogłaby więcej?
Jaką jesteś dla niej towarzyszką życia? Zawsze możesz się zatrzymać i zaktualizować dane. Wziąć trzy oddechy, położyć rękę na sercu, dać sobie trochę łagodności. Tego będą uczyć się od Ciebie twoje dzieci i za to będą mogły być Ci wdzięczne. Wszystko mija – obowiązki, presje, problemy. Ale ze sobą samą będziemy do końca życia – warto dbać o tę relację!
A dodatkowo piękne jest to, że są kobiety, które dzielą się swoimi doświadczeniami, przemyśleniami, bólem i radością, tak jak zrobiła to Karolina Staszak w swojej książce „Też jestem mamą”. To w moim odczuciu ogromne wsparcie – zobaczyć, że każda z nas, choć w swojej własnej odsłonie, boryka się z podobnymi rozterkami. Warto poszukać wsparcia, choćby w literaturze, i zobaczyć, że naprawdę nie musimy być w tym same.
Anna Szulc-Rudzińska - psycholog, psychoterapeutka
TEŻ JESTEM MAMĄ
Karolina Staszak
Książka o matkowaniu bez lukru i cukru za to z całym wszechświatem miłości.
Autorka zaprasza zwłaszcza czytelniczki do przygody, w której główną bohaterką jest MAMA. Opowiada o blaskach i cieniach macierzyństwa. Wspomina swoje zatracenie się jako matka, ale także odnalezienie swojego JA.
Każda kobieta, która została mamą wie, że nie jest to bułka z masłem, jak zwykło się mówić o sprawach prostych do zrobienia.